Hurra entuzjazm przed wyborami to nie nowość, nagle okazuje się, iż zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Starzy wyjadacze z sejmowych ławek wychodzą do ludu. W błyskach fleszy uśmiechają się, ściskają dłonie wybrańcom, dziwnym trafem zawsze trafiają na swoich sympatyków. Czasem padnie pytanie „czy pójdzie pani zagłosować”, na co przypadkowa delikwentka odpowiada „ależ owszem, zagłosuje na pańską partię”. W mediach, aż huczy od merytorycznych debat, najważniejsze tematy to wypominanie przeciwnikowi jego błędów (a że każdy z nich chętny do koryta był, lecz nie do odpowiedzialnego sprawowania władzy) to jest, o czym mówić godzinami. Drugą kwestią są obietnice, czym więcej, czym bardziej absurdalne tym lepiej, ciemna masa wchłonie wszystko jak gąbka. Zielona wyspa, gruszki na wierzbie i śliwki na sośnie. No i najważniejsze frekwencja!, musi być wysoka, znaczy się, jak co drugi uwierzy w bajeczkę władzy ustanowionej przez kartkę wyborczą jest dobrze. Znów spokojnie można ssać i ssać do przesytu. Pasibrzuchy z ulgą mrukną sobie pod nosem „wybrali nas kretyni”. Historia kołem się toczy i to, co dzieje się od 20 lat jak sielanka będzie trwać przez kolejną kadencję.
Cóż, zatem można zrobić, czy tylko lamentować i biadolić jak to u nas jest źle i że nic się nie zmieni? Otóż niekoniecznie: owszem śmiało można iść na wybory z podłą nadzieją, że tym razem będzie inaczej, że ci sami ludzie wybrani po raz kolejny zamienią się w dobrą wróżkę i wyczarują nam kraj dobrobytu. Można także popaść w marzycielstwo, pogrążyć się w złudzeniach, iż uda się przepchnąć kogoś niezhańbionego brudnymi machinacjami i tym sposobem przeprowadzić zmiany bądź przynajmniej zbudować przyczółek dla dalszej ekspansji za kolejne 4 lata. Ten scenariusz może kusić, lecz rodzi się jeden podstawowy problem:, kto wejdzie do szamba ten zaczyna śmierdzieć. Tak też było niegdyś z Ligą Polskich Rodzin. Endecja wróciła na „salony”, przy czym szybko się okazało, iż endecją już nie jest, co więcej dla stołków jest gotowa na sojusz z wcześniej opluwanym PiSem. Demokracja deprawuje, wciąga w swe tryby i daje wybór, – ale się dostosowujesz albo odpadasz z gry.
Zatem jesteśmy pod ścianą, innej drogi nie ma – bojkot wyborów, bojkot z rozsądku nie z zażenowania. Świadome działanie mające na celu obniżenie frekwencji. Cios w piętę achillesową systemu, czyli jego legitymizm woli większości. Ukazanie, iż to nie większość decyduje, ale znaczna mniejszość. Nie dość, że w tym cyrku wyborczym weźmie udział mniej niż połowa uprawnionych obywateli to na dodatek ci, którzy wygrają zgarną może 40% poparcia głosujących. Wystarczy zsumować – 20 procentowe poparcie narodu!, tak, więc pytam gdzie ta władza z woli większości???, odpowiedź może być tylko jedna – to mrzonka, kłamstwo w żywe oczy!. Toż to PZPR w szczycie formy dysponował podobnym poparciem społecznym!.
Każdy oddany głos, nie ważne, na kogo, bądź nawet unieważniony głos (choćby pusta kartka wyborcza wrzucona do urny) to nabijanie licznika poparcia dla obecnego systemu demoliberalnego. Nie hańby swojej dumy poprzez przyklaśnięcie starej klice po okrągłostołowym układzie. Jak głosił pewien plakat, którego miałem okazję napotkać na murze parę ładnych lat temu „nie głosów, twój głos przyda się, gdy wyjdziemy na ulicę”, czekajmy na sztorm, wtedy pokażemy, co mamy do powiedzenia a nasze słowa przerodzą się w czyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz