wtorek, 22 listopada 2011

Lokalny aktywizm

W naszym rejonie, od jakiegoś czasu wznowiliśmy systematyczną działalność propagandową. Póki, co wszystko jest jeszcze w fazie rozwojowej. Były już akcje plakatowe dotyczące wyborów, halloween i marszu niepodległości. Postanowiliśmy zaprezentować kilka zdjęć z lokalnego aktywizmu. Nie tworzymy żadnej organizacji, gdyby kogoś to interesowało. I tworzyć nie będziemy. Wolimy zachować swobodę ruchu, angażować wielu ludzi i uczestniczyć w różnych inicjatywach (chociażby 11 listopad w Warszawie). Z tego też względu nasza działalność może uchodzić za protoplastów AN na Górnym Śląsku, a przynajmniej w naszym otoczeniu dość hermetycznie na to spoglądającym. W planach mamy kolejne inicjatywy a także poszukujemy ciągłych kontaktów z regionu, w którym operujemy. Pewne osoby z nas mają już za sobą doświadczenia związane z aktywizmem, inne rozpoczynają swoją „przygodę”, czas pokaże na ile się sprawdzimy.


Skupiliśmy się na znanych nam podpisach Antify by je zamazać, pozostawiając swoją twórczość


 Inne nieco "przyprawiliśmy" smaczkiem np ANTIFA NOSICIELE HIVA.


Jak również stworzyliśmy na murach kilka nowych o treści narodowo-rewolucyjnej i antylewackiej

poniedziałek, 21 listopada 2011

Sztorm 68 - Wiatr rewolucji


Zespół Sztorm 68 powstał wiosną 1991 r. Jest ewenementem na polskiej scenie muzycznej tego typu, gdyż pod względem politycznym promuje ideologię polskiego narodowego socjalizmu (tudzież narodowego komunizmu, – jak kto woli) z czasów PRLu i nieco podkoloryzowany. W swych tekstach gloryfikuje stan wojenny i towarzysza Mieczysława Moczara, chwali socjalizm jako ustrój gospodarczy, oczywiście jednocześnie ostro krytykując imperializm USA i prymat pieniądza, do tego jest również, co sporadyczne w kategorii RAC -  areligijny, nie wdając się w tą tematykę. Trudno tu też mówić o tym, że wpisuje się w prymat muzyki zwanej RAC, chyba że skrót rozumiemy jako Rock Against Capitalism.
Zamieszczamy jeden tekst „programowy” tegoż zespołu jako ciekawostkę sprzed 20 laty. Dla zainteresowanych proponujemy zapoznać się z Ofensywą, która również wspiera tenże nurt, emanując robotniczymi klimatami jednakże bez większych sympatii dla czasów PRLu.
.

WIATR REWOLUCJI
 
Gdy wielki tłum wyjdzie na ulice
Obali system, który gnębi nas
I spłoną domy wielkich imperialistów
A oni sami na krzyżach zgina tam
Do głosu dojdzie klasa robotnicza
A kosy chłopów spłyną semicką krwią
Kraj robotniczy rozpocznie swoje rządy
Powieje wiatr, rewolucyjna ton
 
Wojna pałacom i pokój chatom
Bój o człowieka, o naród, o kraj
Wojna pałacom i pokój chatom
O władzę dla robotniczo-chlopskich rad
 
Sądy ludowe rozpoczną swa działalność
Skończymy z tymi, co wyzyskują lud
Ich wszystkich spotka zasłużona kara
Dla zdrajców nigdy nie zabraknie kul
Milicja ludowa sprawować będzie władzę
Dbać o porządek i moralny ład
Czuwać nad ziemią, aby móc w spokoju
Budować narodowo-socjalistyczny kraj
 
Wojna pałacom i pokój chatom
Bój o człowieka o naród o kraj
Wojna pałacom i pokój chatom
O władzę dla robotniczo-chlopskich rad

chłodne spojrzenie apropo marszu niepodleglości

Temat marszu niepodległości 11 listopada jest wciąż żywy. Medialnie już ucicha wprawdzie, ale wciąż rozpala serca wielu osobom zaangażowanym w tzw. ruch narodowy. Po opadnięciu emocji przyszedł czas na chłodną ocenę. Nieraz bywa ona dosyć surowa, chociażby na xportal.pl czy w artykule opublikowanym na nacjonalista.pl, oraz czego nie czytałem, ale dochodzą mnie słuchy w opiniach konserwatystów.
Dobrze, że jest krytyka, która rodzi polemikę. Mono-schematyczność i jedyna słuszna wizja to relikt przeszłości. Owszem, nie zaprzeczę część krytyki być może nie płynie z woli twórczej oceny i chęci dostarczenia wskazówek na przyszłość a z zapatrzenia się w siebie i tak bardzo pospolitego wśród kanapowych organizacyjek pojęcia sprawy na zasadzie „wyszło źle, bo nie my organizowaliśmy”. Jedno wszakże jest pewne, liczba uczestników na tle kilku lat niesamowicie wzrosła. Jak już we wcześniejszym artykule wspomniano, niestety rodzi to też konsekwencje takie, iż podłączają się różni dziwacy chcący wykorzystać takowy marsz ku zwiększeniu swej popularności. Obecnie mówi się o PiSowcach, prawicowych demoliberałach, ba! prezydencie-namiestniku Komorowskim, którzy to sami chcą podjąć się takiego przedsięwzięcia rugując z niego przede wszystkim ONR, być może MW, albo już w ogóle wszystkich tych, co wolą Dmowskiego od Piłsudskiego. Ale czyż w tym nie ma trochę winy samych organizatorów?, czy zadanie, którego się podjęli nie przerosło ich?.
Słuchając smutów w wypowiedziach pewnych osób na czele z Robertem Winnickim – prezesem MW, którzy odcinają się od zamieszek, mówiąc o prowokacji tu, prowokacji tam, emanując takim grzecznym patriotyzmem, który być może jest do zaakceptowania przez obecny system jako pluralistyczna ujarzmiona odnoga demoliberalizmu, mam wrażenie, iż nie tędy droga. Niektórzy z nas dobrze pamiętają czasu LPRu i wątpię by chcieli znów widzieć posła tańczącego na antenie TVNu (taniec z pseudo-gwiazdami). Co więcej, chętniej byśmy zobaczyli spalone (być może prowokacyjnie) samochody TVNu, jako symbol czynnego oporu i nadziei na przyszły bunt mas.
Nie dobrze się stało, iż tłum, już na początku wywołał zamieszki, niedobrze nie w sensie, iż tego dokonał, ale niedobrze, że chaotycznie i nieskutecznie. Skoro mówimy, że system demoliberalny jest złem, skoro nazywamy go po imieniu to nie dziwmy się, że w obrońców tego systemu – służby policyjne lecą kostki brukowe. Gdyby społeczne bunty chociażby na Węgrzech w 1956r. nie obfitowały starciami to zostałyby zdławione przez pstryknięcie palca na ekranie telewizora a nie poprzez akcje wojskową Układu Warszawskiego.
            W 2006 r. na Węgrzech dokonano szturmu na siedzibę publicznej telewizji, wtedy nikt za nic nie przepraszał i nie opłakiwał zniszczonych radiowozów, a dziś poparcie dla Jobbiku mówi samo za siebie.

Zastanówmy się czy chcemy być grzecznymi chłopcami w garniturach, czy wolimy wyłożyć kawę na ławę, działać rozsądnie acz stanowczo!, ...bo dopasowując się do zasad, jakie stawia nam demoliberalizm skończmy w najlepszym przypadku jak LPR…

poniedziałek, 14 listopada 2011

Uwag kilka o 11 listopada

Pisanie kolejnej recenzji na temat marszu niepodległości 11 listopada nie było by szczególną atrakcją publicystyczną, po drugie z powodu zamieszek i przyblokowania przez policję do samego marszu dołączyłem po dość długim czasie.
Jednakże mając sposobność znaleźć się w pierwszych szeregach przed policyjnym kordonem w czasie wybuchu awantury wyciągnąłem kilka wniosków na temat walk z policją. Abstrahując od tego czy to środowiska kibolki zaczęły burdy czy była to policyjna prowokacja obie strony dążyły niewątpliwie do starcia.
Wściekłość tłumu osiągnęła w pewnym momencie temperaturę wrzenia, nagle naparł na policyjny szyk o mało, co nie rozbijając go. Kilka szeregów tłumu siłą nacisku było by w stanie przełamać dwu-trzy szeregowy mur „żółwi”. Niestety zabrakło masy by to uczynić i dalszy wynik starcia był już jednoznaczny. Pojedyncze wypady „fajterów” kopiących z adidasów w tarcze policyjne nie były w stanie zagrozić jednolitości zwartego szeregu. Po chwili wkroczył wóz z armatką wodną i było dosłownie „pozamiatane”. Akurat nie miałem okazji napatoczyć się pod cel wodnej fali gdyż wycofałem się na bok a nie do tyłu jak niektórzy, co było ich błędem gdyż owa armatka skutecznie raziła na kilkanaście metrów. Środek przedpola bitwy został oczyszczony. Mniejsze walki toczyły się na boku, gdzie prócz adidasów do gry wkroczyły kostki brukowe. Jednak ich skuteczność mimo złudzenia siły uderzenia takiej kostki była niewielka, większość z nich nie dolatywała, a te które miały okazje były dosłownie „przechwytywane” na policyjne tarcze, przez co nie powodowały strat. Oczywiście jakieś mogły się przedrzeć dalej szczególnie raniąc policjantów bez tarcz. A takowi byli tuż za „opancerzonym” kordonem – robili zdjęcia bezpośrednio atakującym, oraz o czym nie wspomniałem „gazowi rozpylacze” ( tenże gaz raził na odległość przynajmniej 4 metrów, co skutecznie paraliżowało chcących się zbliżyć do kordonu oraz pozostawiał na polu bitwy dławiący odór, którym dusili się ludzie stojący na boku). Taki sposób walki z wiatrakami, został po czasie zakończony przez zepchnięcie buntowników w boczną uliczkę, dalszego przebiegu już nie widziałem, ale z każdą minutą wykruszały się kolejne osoby. Jak podają media policja zachowała się wzorowo – owszem wzorowo stawiła opór, nie dopuszczając do rozbicia szeregów, co mogło grozić jej stratowaniem przez masy.
Do marszu jak wspomniałem dołączyłem później, gdy walki praktycznie ustały. Przy takiej liczbie uczestników, organizatorzy byli bezradni i zatracili się w tłumie. Propagandowe hasło „11 tysięcy na 11 listopada” zostało bez wątpienia zrealizowane i to z dwukrotnym pomnożeniem!. Trudno tu obwiniać organizatorów o nieład, skoro MW i ONR (ONL) liczą łącznie na całą Polskę zapewne z 500 osób. Stąd też niemożliwością było utrzymanie marszu w ryzach, organizatorzy na przyszły rok będą mieli nie lada orzech do zgryzienia, jeśli uzbiera się podobna liczba uczestników. Niewątpliwym plusem był pojazd-platforma z nagłośnieniem (w końcu ktoś skopiował ten często używany propagandowy środek od lewackich „happeningów”!).
W całej tej masie znalazły się różne środowiska, od jakiś pro-PiSowskich do narodowo-rewolucyjnych. Sporo zarzutów kieruje się właśnie ze względu na udział innych „frakcji” opcji narodowej. Jednak trudno każdego zrewidować, co ze sobą prezentuje. Ważna była ilość, a nie jakość a ściślej mówiąc ilość do zaprezentowania a jakość do opanowania. To, jaki ścisły charakter będzie mieć kolejny taki marsz zależeć będzie od tego, która frakcja skutecznie wybije się na prowadzących pochód przez stolicę. W poprzednim roku środowisko J.K.M (jego królewskiej mości) będąc bodajże członkiem komitetu poparcia stał się prowadzącym manifestację środowisk narodowych, skutecznie to wykorzystując w kampanii wyborczej. Tym razem nie dostrzegłem by szedł na czele, być może nie widział ku temu powodów (wybory właśnie niedawno miały miejsce, gdzie „korwinowcy” ponieśli wielką porażkę). Co więcej Nowa Prawica bardzo szybko „zmyła” się spod pomnika Dmowskiego, obwieszczając, iż mają policyjne pozwolenie na pokojowe wyjście z manifestacji przez megafon i prosząc, aby członkowie KNP potulnie wykonali te polecenie.
Reasumując: Oddolna inicjatywa ludzi na niesamowity plus, organizacyjnie wiele jeszcze do dopracowania. Policja bez większych problemów paraliżowała, bojówki kibicowsko-skinowe bezskuteczne.


poniedziałek, 7 listopada 2011

Subkultura w XXI wieku


 
Rewolucja społeczna, zwana także rewolucją obyczajową z końca lat 60 ubiegłego wieku wywarła ogromy wpływ na kształtowanie się młodzieży kolejnych pokoleń. W zawrotnym tempie dokonała wielu przemian mentalnych nastolatków. W jej wyniku powstała kontrkultura a w raz z nią rozwój subkultur. Zjawisko dość dziwne, gdyż z jednej strony słusznie krytykujące narastający już wówczas konsumpcjonizm na „zachodzie” z drugiej kontestujące idealizm ładu oparty na wielowiekowej tradycji.
Narodziny subkultur to powstanie nowych ściśle scharakteryzowanych form. Mimo na pierwszy rzut oka tak wielce różniących się wobec siebie i często wręcz przeciwstawnych sobie treści - chociażby ruch hipisowski i reakcyjny wobec niego ruch punks/skinheads – posiadał mimo całej otoczki ten sam cel, którym była dobra zabawa. Takie też jest założenie każdej subkultury, poprzez wyszukaną formę, poczucie odnalezienia się w grupie, nadania sobie wyrazu sprowadza się do jednego – dalszej wegetacji w systemie na bocznym torze polityki, jako nie kreatywna opozycja.
W momencie przeniknięcia zróżnicowanych politycznych treści do subkultur, niektóre z nich stają się wyznacznikami młodzieżówek tzw. prawicy i lewicy. Jednak proces ten już nie trwa, obecnie mamy do czynienia z zacieraniem się różnic w subkulturach. Coraz rzadziej spotyka się grupy młodzieży tworzące „paczkę” przyjaciół w jednolitym stylu. Media promują coś, co nazwałbym mixem – zlepkiem różnych elementów stylu w jednorodność. Czyżby nakręcone zjawisko tworzenia subkultur było już tylko kwestią czasu. Dawna inicjatywa własna zostaje ewidentnie zastąpiona tym, co jest „na topie” i budzi „lans”, a wyznaczają to celebryci. Słówko dość popularne i nowe na naszym „podwórku”, które według pewnej definicji znaczy: celebryt to osoba, która jest znana z tego, że jest znana. Owa definicja pięknie ujmuje prostotę tegoż zjawiska.
W osiągnięciu odpowiedniego statusu pomagają sklepy sieciowe zwane firmowymi, dostarczając nam „oryginalne” ciuszki, dzięki czemu możemy upodobniać się do celebrytów. Co warte jeszcze uwagi, w całej tej maskaradzie nie do końca chodzi o to, co jest fajne, ale o to, co jest kosztowne. Dobre ciuchy to tzw. markowe drogie ciuchy. Aby sprostać wymaganiom nowych czasów nie wystarczy już skombinować sobie coś, czego nie mają inni bądź włożyć w styl subkultury „coś od siebie”, lecz wystarczy mieć pieniądze, dużo pieniędzy i odpowiednio je wydawać. Poprzez globalizm osiągnęliśmy wysokie stadium konsumpcjonizmu. Garstka pajaców na ekranie telewizora wyznacza styl, w którym miarą oceny człowieka jest jego rozrzutność. Tak więc, czy subkultura jest już przeszłością, środkową fazą między tym, co wyznaczało normę i powszechność a tym, co zmierza do kolejnej jednorodności.
Świat globalny nie lubi różnic, mimo całej swej paplaniny o wielokulturowości zmierza do jednolitości, jednak niezwiązanej z tym, co naturalne a z tym, co wykreowane z pewnych sfer w imię dobra ogólnoludzkiego, oczywiście pod odpowiednią batutą.